JAK STAWAŁAM SIĘ TRENERKĄ JĘZYKÓW, KTÓRĄ JESTEM DZIŚ😊
- Patrycja Kopiec
- 2 dni temu
- 3 minut(y) czytania
Moje rozumienie efektywnego nauczania angielskiego pogłębiało się etapami.
Kiedy prosto po studiach szkoła językowa wysłała mnie „w teren”, tj. do korporacji, żebym „robiła lekcje”, dostałam jakiś podręcznik i wyruszyłam ku przygodzie.
– Ale my nie chcemy się uczyć o horoskopach i cechach charakteru – skomentował trzeźwo kolejną lekcję z podręcznika mój kursant, marketingowiec jednego z ważniejszych banków w Katowicach (tak, moja pierwsza praca, dzięki sprawności jej szefa, wprowadziła mnie wtedy na salony górnośląskiego biznesu). – My potrzebujemy się komunikować, pisać maile i odbierać telefony.
I wtedy... zrozumiałam, jak ważne jest zindywidualizowanie materiału.
Zadowolona z indywidualizacji uczyłam dalej.
– No fajnie jest, ale nie wchodzi mi to – żaliła się inteligentna kursantka, bystra księgowa dużej firmy produkcyjnej. – Nie pamiętam słówek, kuję je. A potem i tak mi wypadają z głowy.
I wtedy... poszłam na kurs efektywnego zapamiętywania do Szkoły Treningu Pamięci Szatkowskich. To zmieniło moje życie zawodowe i sposób uczenia na zawsze. Wdrożyłam wszystkie te metody w swoje kursy, żeby pokazywać klientom sposoby zapamiętywania i techniki uczenia się słówek.
– Mam rysować jakieś mapki i używać kolorowych mazaków? A potem jeszcze sobie coś wyobrażać i kojarzyć. Serio? – zdziwił się dyrektor kopalni. – Słuchaj, lubię cię, ale bez urazy, ja jestem poważnym człowiekiem na poważnym stanowisku. Z całym szacunkiem, ale nie przynoś już tych mazaków.
I wtedy... zrozumiałam, że nie każda metoda jest dla każdego. Że w uczeniu się potrzeba indywidualnej ścieżki, celowości, motywacji, monitorowania postępów. Dlatego zapisałam się na kurs Language Coaching Certificate z Londynu. Kosztował miliony monet, ale byłam zdeterminowana. I można było płacić w ratach. Plus VAT. Po roku byłam już dumną coach z akredytacją od ICF.
I wtedy... niejako przy okazji, zaczęłam się interesować neuronauką, tym jak działa mózg, jak się uczy i kiedy najlepiej. Dlatego zaczęłam studia i badania naukowe na uczelni w Dublinie. Tam mnie przy okazji nauczyli krytycznego myślenia i samodzielności w badaniach. To mnie bardzo uwolniło. Irlandia dała mi zresztą same dobrze rzeczy – w tym męża! Chociaż nigdy nie planowałam małżeństw.
I wtedy... przy okazji pogłębionych badań nad sposobami uczenia się (cognitive neuroscience) i równoczesnym uczeniu, zauważyłam, jak dużo jest psychologii w uczeniu się, jak bardzo determinuje postępy w nauce. Publikacje polskich lingwistów z UŚ, którzy uznali emocje za najważniejszy czynnik uczenia się języka, pokazały mi, czym jest affective neuroscience – badanie tego, jak emocje determinują to, w jakim tempie się uczymy. I czy w ogóle zaczniemy. Bo jak masz blokadę i traumy szkolne, to nie zaczniesz. Jak boisz się odezwać na spotkaniu służbowym po angielsku albo wygłosić prezentacji przed szefami z zagranicy – tak cię to sparaliżuje, że mimo angielskiego ostrego jak brzytwa, nie odezwiesz się. Dlatego potrzebujesz coachingowego wsparcia także w tej kwestii. Naczelnej, sam/a przyznasz. Coaching pomoże ci zidentyfikować problem, wzmocnić pewność siebie, popracować nad postawę wewnętrzną, nad mindsetem, wesprze cię. Choć terapii nie zastąpi.
I nie mówię tu o coachingu pt. ‘jesteś zwycięzcą’ albo red-pillowych kursach uwodzenia. Mówię o fachowym coachingu na podstawach psychologicznych. Nie youtubowym pitu-pitu, które bardziej ci zaszkodzi, niż pomoże. I najpewniej wydrenuje cię z pieniędzy.
I wreszcie... AI. Chat (w opcji plus, a potem pro, przyznaję, oszalałam na jego punkcie), jako najnowszy czynnik dodany do mojego sposobu uczenia języka, to dream come true dla moich kursów. Marzyłam o cudownym narzędziu, które pozwoli mi kreować własne materiały, inne dla każdego klienta, kompletnie spersonalizowane, dopasowane zawartością i typem ćwiczeń do stylu uczenia się konkretnego człowieka. O narzędziu przygotowującym powtórki i wplatającym przerobiony materiał w nowe lekcje. Nie marzyłam nawet, że to będzie możliwe do zrobienia w ciągu kilku sekund. Że właściwy prompt dla czata mi to umożliwi. Że będę mogła tworzyć projekty razem z klientką na zajęciach. Że klientka lepiej ułoży tekst prompta, żeby dostać od algorytmu dokładnie to, czego chcemy. Jestem AI-em zachwycona. I wiadomo, że człowieka nie zastąpi. Ale jak owocnie pomoże!
Zresztą AI-owi poświęcę osobny wpis. Tymczasem idę na Teamsa, za dziesięć minut mam kolejne spotkanie. Uczenie mnie nadal kręci. A 21 wiek wciąż wzbogaca je o coś nowego. Czekam, co będzie dalej. Ahoj, przygodo!

Oto jak JAK STAWAŁAM SIĘ TRENERKĄ JĘZYKÓW, KTÓRĄ JESTEM DZIŚ. W tej przygodzie nie widać końca. Mało tego – jest coraz fajniej.
Comments